Mam 26 lat. Prawie. Wiesz, ile razy spotkałam się już ze stwierdzeniami, jaka to powinnam być? Jak powinno wyglądać moje życie? Jak powinnam wyglądać ja? Hm, ja sama nie wiem. Nie sposób zliczyć. Kiedyś, jako dziecko, myślałam, że dorośli w ten sposób chcą mi pomóc odnaleźć siebie, znaleźć na siebie pomysł, jednak nic bardziej mylnego. Niektórzy po prostu tak mają, że chcą kogoś na siłę zmienić, chcą decydować, jak ma wyglądać jego życie - nie wiedzieć czemu. Skąd w ogóle pomysł, że mają prawo mówić komuś, jak ma żyć?
Zaczęło się już w szkole
Pani matematyczka uważała, że to jej przedmiot powinien być dla nas - uczniów - najważniejszy. To samo z resztą było z większością nauczycieli. Pasja, czas wolny, hobby, inne przedmioty? Nie chcieli o tym słyszeć. Wiesz, czasem słyszeliśmy, że tak naprawdę, to powinniśmy być dobrzy z każdego przedmiotu. Z jednego ciut lepsi, z drugiego ciut gorsi, ale nie powinniśmy spadać poniżej 4.
Nauczyciele czasem narzucali nam swoje zdanie, jak mamy się ubierać do szkoły. Miałam taki etap, razem z moimi przyjaciółkami, że słuchałyśmy rocka i ubierałyśmy się w ciemne kolory. Ale nie, nie żeby tam od razu glany, czy dziurawe spodnie i irokez czy tapir. Czyste, schludne, czarne spodnie, do tego gładki t-shirt czarny czy granatowy, włosy rozpuszczone lub związane w kok, ciemne adidasy. Bez makijażu, albo jedynie z tuszem na rzęsach. Uwierzysz, że mimo to nauczyciele potrafili się przyczepić do naszego wyglądu? "Bo czemu takie ciemne kolory", "Bo jak z sekty". A uczennicami byłyśmy naprawdę dobrymi - oceny dobre i zachowanie wzorowe.
Im dalej w las, tym gorzej
Koniec szkoły średniej był ciekawym polem do popisu dla wielu osób. Często słyszałam na jakie studia powinnam iść, do jakiej pracy, na czym powinnam się skupić. Cóż, ja jednak miałam SWÓJ pomysł na SWOJE życie, i konsekwentnie go realizowałam.
Wyobraź sobie zaskoczenie wielu osób, gdy dowiedzieli się, że w wieku 22 lat zaszłam w - o zgrozo! - planowaną ciążę, nie mając przecież nawet męża! Miałam narzeczonego, z którym byłam związana od wielu lat, ale no jak to?! Najpierw dziecko, potem ślub?! Tak być nie może!
Szybko, do księdza, datę rezerwować, sukni szukać, restauracji! Póki brzucha nie widać! - O nie, nie tak to sobie z narzeczonym wyobraziliśmy. Hm, widzisz, postawiliśmy na swoim ;) ślub odbył się w zeszłym roku, kiedy to nasza córeczka skończyła już dwa lata.
Będąc w ciąży też słyszałam komentarze, na przemian, że pierwsza powinna być córka, lub że pierwszy powinien być syn. Później złote rady, czy powinnam rodzić naturalnie, czy załatwiać sobie cesarkę na życzenie. Najlepsze jednak czekało na mnie, kiedy Julia pojawiła się na świecie. Wciąż i wciąż słyszałam, jak powinnam karmić, czym, kiedy rozszerzać dietę, jak ubierać, jak przewijać, jak leczyć w przypadku choroby. Myślisz, że teraz, kiedy jestem po ślubie, a córka ma już 2,5 roku, jest lepiej? Niestety. Teraz za to słyszę, że powinniśmy się postarać o rodzeństwo dla Julki. Albo wręcz przeciwnie - że powinna być jedynaczką. Kiedy i czy w ogóle powinnam ją puścić do przedszkola. Wierz mi, never ending story.
Po prostu - żyj swoim życiem
Takie słowa padają z moich ust, kiedy ktoś próbuje narzucić mi swój sposób na moje życie. Bo ja chcę żyć życiem na własnych zasadach. Jeśli się potknę, jeśli zrobię coś źle - wyciągnę z tego lekcję. Ale naprawdę wolę tak, niż nie popełniać żadnych błędów, a żyć pod czyjeś dyktando. Zaskakuje mnie niesamowicie fakt, z jaką łatwością co po niektórzy narzucają innym swoje zdanie. Jakim prawem właściwie? Cenię sobie dobre rady, o ile ktoś chce się ze mną podzielić po prostu swoim doświadczeniem, a nie narzucać mi swoją wolę.
Nikt nie przeżyje życia za mnie, dlatego sama wyznaczam sobie cele i dążę do tego, by je zrealizować. Oczywiście, warto czasem posłuchać czyjejś dobrej rady, ale żyję głównie dla siebie a nie po to, by komuś coś udowodnić czy spełnić jego oczekiwania.
Jak to ktoś kiedyś powiedział - "Nie możesz uszczęśliwić wszystkich - nie jesteś słoikiem Nutelli" ;)